sobota, 17 listopada 2012

{9} Rozdział dziewiąty.

Z ledwością zwlekłem się z łóżka. Wczorajsza domówka u Andy'ego nie była chyba dobrym pomysłem. Teraz każdy najmniejszy hałas rozrywał mi czaszkę, a ból impulsował po całym ciele. Nigdy więcej żadnego alkoholu! Zresztą kogo ja oszukuję. Każda impreza jest świetna na wyszalenie się. Wczorajsza rozmowa z Emmą wprowadziła mnie w taki stan, że coraz trudniej jest mi się pozbyć jej osoby z buszujących w mej głowie myśli. Może to dziwne, lecz stała się od kilku dni ważnym momentem każdego dnia. Rozmowy z nią są naprawdę świetne i szczerze cieszę się, że ją poznałem i otworzyła się właśnie przede mną. Wydaje się być świetną dziewczyną, która możliwe, że jest odrobinę zagubiona w tym świcie, ale pomogę jej, by na nowo się w nim odnalazła.
- Zayn, złaźże z tej góry! Zaraz jedziemy po Eleanor!
- Stul psyk, człowieku! Chcę spać.
Tommo, aż tak bardzo srał się z tym, że dziś odwiedza go dziewczyna, z którą pisze do kilku miesięcy, że po kilku dniach gadania o tym, rzygałem już tą sprawą, serio.
- Jedziesz? - wparował mi do pokoju, odstrzelony jak szczur na otwarcie kanału, ale tego mu nie powiem.
- Nie i zamknij za dupą drzwi. 
Zakryłem się kołdrą, a on wyszedł i pewnie reszta hołoty też. Zresztą sam nie wiedziałem, po co oni wszyscy jadą po tą laskę na... sam nie wie gdzie, chyba miała przyjechać pociągiem, przecież to samo by było, jakby przywitali ją tu w domu, a zakochany Louis sam by po nią pojechał. Nigdy nie mogę zrozumieć filozofii tych imbecylów. Zrzuciłem z siebie pościel i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem jakieś ciuchy. W końcu jak przyjeżdża dziewczyna, wypadałoby jakoś wyglądać.

Ubrany wyszedłem z domu po fajki, których było mi niemiłosiernie brak. Niestety uzależnienie tu góruje. Zamknąłem za sobą dom i udałem się najszybszą drogą do sklepu. Telefon znajdujący się w mojej kieszeni zaczął wibrować, czym wywołał u mnie lekkie łaskotki. Odebrałem.
- Słucham? - mój głos był jeszcze bardziej zachrypnięty niż wczoraj. Masakra.
- Zayn, cześć. - głos Emmy po drugiej stronie wydawał się być dla mnie ukojeniem.
- Witam cię, wybawicielko. - zaśmiała się cicho. Lubię słuchać jak się śmieje. Czy to głupie?
- Chciałam się zapytać czy nie wszedłbyś porozmawiać ze mną na Skype.
- Z miłą chęcią, naprawdę, Ems, lecz nie tym razem.
- No najwyżej kiedy indziej. - Ewidentnie posmutniała, czego szczerze nie chciałem.
- Gdyby nie to, że do kumpla przyjeżdża przyszła dziewczyna, uwierz mógłbym rozmawiać z tobą do wieczora, lecz niestety nalegał bym ją poznał.
- Rozumiem, nie przejmuj się.
- Emma, poważnie, następnym razem porozmawiamy, obiecuje. 
- Nie trzeba. - westchnęła i się rozłączyła, mówiąc ciche 'pa'.
Niech cie szlag Eleanor.

Kiedy wróciłem do domu, samochodów Tomlinson'a stał już przed domem. No to teraz: ładny uśmiech i czekać aż sobie pójdą. Chcę zadzwonić do Emmy! Wszedłem do domu i od progu słyszałem śmiech tej laski. Zdjąłem buty w wejściu i wszedłem do salonu, w którym się znajdowali wszyscy, no prawie, Horan stał w kuchni z dupą wystającą z lodówki.
- Cześć Eleanor. - podszedłem do dziewczyny z wyciągniętą ręką. - Jestem Zayn.
- Louis dużo mi o was opowiadał. - od razu przechodziła do konkretów, chyba ją polubię.
- Nie obrazisz się jak pójdę zadzwonić do znajomej? - spytałem widząc karcące spojrzenie Tommo.
- Jasne idź, mam ich jeszcze czwórkę i ponoć ma przyjść także twój kuzyn. - uśmiechnęła się i usiadła obok Lou.
- Jesteś wielka, dzięki.
Wbiegłem po schodach ignorując to co mówił do mnie Liam. Musiałem zadzwonić do Emmy, nie chciałem, aby była mną zawiedziona czy coś w tym stylu. Sam też chciałem z nią porozmawiać, bezkarnie gapić się w ekran laptopa, na którym będzie widniała jej śliczna i uśmiechnięta twarz.




Siedziałam w swoim pokoju, składając wyprane z samego rana ubrania. Tak, wczorajszego wieczoru wróciłam do domu, z racji tego, że do babci przyjechały małe wnuki. Byłoby zbyt dużo zamieszanie, jakbym została tam jeszcze ja i urwis Lucky.
Byłam przyzwyczajona, że zawsze jak jedno z nas chciało porozmawiać na Skypie - od paru dni - to drugie natychmiastowo się na nim stawiało. Teraz byłam odrobinę... smutna? Chyba tak. Chciałam porozmawiać z Zayn'em i posłuchać opowieści o jego najlepszych przyjaciołach czy imprezach, na których był, a czego ja bardziej omijałam. Lubiłam słuchać jego śmiechu, który echem roznosił się po mojej głowie. Dziś także zdałam sobie sprawę, że zaczynam traktować go jak przyjaciela. Pewna pustka, która od zawsze była w jednej z części mojego serca, zaczęła się powoli wypełniać jego osobą. To naprawdę miłe uczucie.
Charakterystyczny dźwięk wydobył się z mojego laptopa, który leżał włączony na łóżku. Ktoś zrobił się dostępny. Zapewne była to moja ciotka, której dzieci są wręcz uzależnione od komputera, a Skype tam loguje się automatycznie. Nawet nie miałam ochoty sprawdzać czy to na pewno ona. Odłożyłam na bok, porządnie złożoną koszulkę i do rąk wzięłam następną. Dźwięk przypominający mi o aktywności jakiejś osoby zaczął mnie powoli irytować, szczególnie teraz, kiedy miałam cichą nadzieję, że był to Zayn. Zaczęłam w jakimś sensie się do niego przywiązywać. Odwróciłam się do komputera, leżącego ode mnie zaledwie kawałek. Energicznym ruchem ręki zamknęłam go i dalej zajęłam się składaniem, a czeka mnie jeszcze wiele pracy. Cóż tak to jest, jak się mieszka praktycznie samemu.

Nie było jej, kurde. Wyłączyłem laptopa i zszedłem na dół. Chłopcy wraz z Eleanor siedzieli w kuchni, czekając chyba na tę pizzę, która była odgrzewana w piekarniku. Uśmiechnąłem się tylko do dziewczyny i zabierając paczkę jeszcze nie otwartych papierosów wyszedłem przed dom. U nas w środku się nie paliło, a w szczególności jak gościem była dziewczyna. Wyciągnęłam fajkę, odpaliłem i spokojnie zaciągnąłem się dymem, który powoli mnie zabijał. Byłem świadom tego, że nałóg skraca mi życie. Ale skoro i tak umrę to dlaczego nie wykorzystać czegoś co mnie do tego przybliży. Niejedno krotnie już tak myślałem, a jak wypowiedziałem to głośno, dostawałem tak potężny opieprz od Andy'ego, że odechciało mi się wówczas palić przez maksymalnie dwa dni. Muszę znaleźć sobie zastępstwo za fajki, które jednocześnie będzie ze mną wtedy kiedy będę chciał i może nie zniszczy mi tak płuc jak one. Tylko czym mógłbym je zastąpić? 




_________________
Witam was w tą zimno sobotę.
Rozdział odrobinę inny, z racji dwóch perspektyw, lecz mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza. Jeśli jednak tak, to proszę pisać. 
Możecie zadawać pytania postaciom w zakładce tuż pod zdjęciem, na które bardzo czekam. ; D 
Czytasz? = Proszę, wyraź swoją opinię. ; 3 

1 komentarz:

  1. Boże, dziewczyno, ten rozdział jest świetny. Cieszę się, że zdecydowałaś się na perspektywę Malika. Jest fenomenalna. *-* Ogólnie, bardzo podoba mi się to, że jest w pewnym stopniu uzależniony od rozmawiania z Emmą. To takie kochane i słodkie. Jedynie szkoda mi jej. ;< Musiał jej odmówić, a później już nie pogadali. Smutne. ;c Mam nadzieję, że Ems zgodzi się pojechać do Bradford i spotka się z Zaynem i jego przyjaciółmi. Byłoby naprawdę ciekawie. I aż mnie korci, żeby zapytać, czy tak się stanie, jednak chcę mieć niespodziankę, więc nie musisz odpowiadać. Podoba mi się również to, że wciąż nie są pewni, co do swoich uczuć. Wiesz sama, jak to jest na niektórych blogach, że już po dwóch, trzech dniach od poznania, czyli jakichś 4-7 rozdziałach, wyznają sobie miłość. No proszę, oklepana akcja. U Ciebie tak nie ma i bardzo się z tego powodu cieszę. ;3 Jest dziewięć rozdziałów, a oni nawet nie mówią o sobie, jak o przyjaciołach, choć oboje czują, iż tak jest. Naprawdę, słodkie. *-* Już Cię nie zanudzam. :) Czekam na kolejny i życzę Ci weny. ;*

    OdpowiedzUsuń