sobota, 29 grudnia 2012

Pożegnanie :'(

Będę tęsknić za tym blogiem, tak z pewnością.
' From love to death ' był spontanicznie założonym blogiem, który jednak przypadł wam do gustu z czego tak ogromnie się cieszę. Ogromną radość sprawia mi pisanie dla was, serio. Czytając wasze komentarze jestem bardzo zaskoczona, że niektórym, aż tak bardzo podobała się ta historia. Cóż, większość z was nie spodziewała się zakończenia teraz. Wiecie? Ja też nie. Pomysł przyszedł nagle, podczas wracania do domu. Spontaniczna decyzja, ot co, ale jak dla mnie to dobrze, nie lubię pisać 'Mody na Sukces' to zbyt męczące i oklepane.
Z całego serca chciałabym was podziękować za każde wejście na tego bloga, gdzie przez te dwa miesiące uzbierało się ich prawie szesnaście tysięcy (o.O); za osoby czytające, gdzie liczba przekracza siedemdziesiąt; a przede wszystkim za tych dwudziestu sześciu obserwatorów, bez których jakoś szczególnie nie dałabym sobie rady.
Wygrana w jednym z internetowych konkursów/eliminacji też wiele pomogła i bardzo się z tego cieszę.
Dziękuję, że byliście ze mną i mam cichą nadzieję, że nadal będziecie, go przypuszczam, że nigdy nie przestanę pisać.

Kiedyś jedna z was lub dwie wspomniały, żebym wydała książkę. Rozważałam takową opcję, lecz stwierdzam iż to nie dla mnie. Jeszcze nie teraz. Viper z pewnością by taką wydała, lecz ja jeszcze nie.

Właśnie! Tobie Viper i Patti chciałabym podziękować najbardziej. Za wszystko! A w szczególności za dowartościowywanie mnie, choć wcale nie trzeba było. Doskonale wiem jak piszę, Słoneczka. Co nie zmienia faktu, że bardzo dziękuję, że byłyście. ;*

Jeśli ktoś chce mieć styczność z moją 'twórczością' to zapraszam na moje pozostałe blogi:
3.Baby I'm addicted to you - pisane z przyjaciółką. ;*

Będę tęsknić, kochani. ;'(

piątek, 28 grudnia 2012

Epilog.

Czasami podjęte decyzje nie są tymi odpowiednimi. Czasami żałujemy, że zrobiliśmy tak, a nie inaczej, ale mimo wszytko to była nasza pierwsza podjęta decyzja i za nic nie da się jej zmienić, nawet wtedy, kiedy tak bardzo tego chcemy.

Minęły miesiące od ostatniego pocałunku i wyznania miłości przez Zayn'a i Emmę.

Ems nadal mieszka w Bradford wraz z dwójką cudownych przyjaciół, na których zawsze może polegać. Harry tak jak obiecał cały czas jest przy niej, aby ta bez powodu mogłaby się w niego wtulić i po prostu posiedzieć. Brakuje jej czułości Zi, ale jest twarda. Już nie pokazuje tego po sobie, że tak bardzo bolała ją strata tego faceta, nadal boli, lecz nie tak bardzo. Liam, w domu robi za 'głowę rodziny'. Czasami naprawdę zachowuje się jak ich opiekun, no bynajmniej prawny, lecz nikomu to nie przeszkadza, a w szczególności Ems, która straciła ojca i znienawidziła matkę. Mimo, że nie jest z Zayn'em ma kontakt z Niall'em czy Louis'em oraz jego dziewczyną, która i tak zamieszkała w Bradford ze swoim chłopakiem. Ems mówi, że są najsłodszą parą na świcie. Zresztą sama do niedawana była w takim cudownym związku, do czasu... Niall zafascynowany grą w piłkę nożną, znalazł sobie dziewczynę cheerleaderkę, która okazała się naprawdę świetną i wartościową dziewczyną. Zayn... Cóż. Tak jak przewidywali chłopcy wrócił do Perrie, lecz nie na długo. Rozstali się zaledwie po trzech tygodniach, gdzie związek zakończył Zayn. Nie kochał jej, a męczyć także się nie chciał. Tęsknił za Ems, więc to właśnie z nią starał się być najbliżej, choć nie pomagali mu w tym kumple. Nie chcieli aby ich przyjaciółka cierpiała, więc rzadko kiedy dopuszczali Malika do jego byłej dziewczyny. 

Miłość powstaje z przyjaźni. Więc dlaczego z miłości nie może powstać przyjaźń?

Niejednokrotnie stawał przed drzwiami restauracji, w której pracowała, lecz nie odważył się wejść i prosić o drugą szansę, której i tak by nie dostał, a widok jej i któregokolwiek jego przyjaciela działał mu na nerwy, a w szczególności wtedy, kiedy dochodziły czułości i pełne zadowolenia uśmiechy.

Mimo, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli musimy żyć dalej. Życie płata nam figle, ale bez tego by się nie obeszło, tak musi być.

Kocham Cię, Zi. - Ems.

czwartek, 27 grudnia 2012

(28) Rozdział dwudziesty ósmy.

Czasami zastanawiam się dlaczego życie daje mi tak w kość? Dlaczego to zawsze ja dostaję po dupie, kiedy każdy inny zakłamany człowiek cieszy się szczęściem? Życie to nie bajka i doskonale o tym wiem. To nie tak, że nie chciałabym, aby tak było, bo bardzo tego pragnę, lecz to po prostu nierealne. Życie to życie i jest cholernie brutalne w niektórych momentach, ale tak już musi być. Musimy cierpieć, bo nawet jeśli bylibyśmy cały czas szczęśliwi i wszystko szło by po naszej myśli to nawet to by nam się znudziło, przejadłoby się. Właśnie dlatego nie wierzę w happy endy! Nie ma czegoś takiego, a jeżeli jednak są owe to nie w moim życiu, z pewnością nie. Właśnie dlatego nie mam zamiaru wysłuchiwać żadnego kazania ani mowy obronnej wypływającej z ust Malika, która będzie mi mówić jak on bardzo żałuje i jak to cholernie tego nie chciał. Nie! Jakby nie chciał to by tego nie zrobił, a takie żałowanie na pokaz to tylko ściema i udawana pokora. Przejechałam się niejednokrotnie na takich ludziach, więc to i owo już wiem.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - spytał Liam wchodząc do naszej nowej kuchni, w której stałam.
- Że życie to jednak nie bajki Disneya, Chudy, mimo wszystko każdy chce w takiej żyć. - westchnęłam spoglądając na niego. Miał wyraz twarzy nie do rozszyfrowania. - No co?
- Nie lubię, gdy się zadręczasz. Daj sobie spokój z facetem, który...
- Liam! - Harry dołączył do nas od razu drąc się na przyjaciela. - Tym jej nie pomożesz.
Skarcił go uderzając w tył głowy; Liam jęknął, a ja szczerze się uśmiechnęłam. Tego właśnie mi potrzeba! Ich i świętego spokoju bez Zayn'a.
- Co mamy na śniadanie? - spytał całując mnie w czoło.
- Co tylko sobie życzysz, ale jak pójdziesz do sklepu. - zaśmiałam się widząc jego błagalną minę. I takim oto sposobem wylądowaliśmy w knajpce na rogu czekając na pyszne śniadanie.
- Wiecie co? - Harry nagle się ożywił. - Przecież za niedługo Wigilia!
- Zostało jeszcze kilka tygodni. - skomentował Li popijając parującą, gorzką i w dodatku czarną jak smoła kawę.
- Ale przecież do nowego domu musimy kupić wszystko. Choinkę, ozdoby, jakieś łańcuchy lampek na dwór...
- Przystopuj kochany, ze wszystkim zdążymy, ale jeszcze nie pora na to. - wyjrzałam za okno, przy którym siedzieliśmy i pożałowałam tego bardzo. Szybkim, miarowym krokiem w skórzanej kurtce podążał Malik. Szedł wpatrzony gdzieś przed siebie. Na jego widok moje serce, choć w kilku kawałkach, załomotało szybciej, a Harry, który na mnie dziwnie spojrzał wydawał się to usłyszeć. Patrzyłam na jego sylwetkę z utęsknieniem, ale także z nienawiścią, która jednak zwyciężała w tej zażartej walce nie mającej końca. Sprzeczności buzowały w moim umyśle, w moim sercu i zesztywniałym ciele, a mój wzrok ciągle spoczywał na nim. Mimo, że nie chciałam go widzieć, chciałam na niego patrzeć. W pewnym momencie raptownie się zatrzymał i z zakłopotaniem rozejrzał w około. Lustrował wzrokiem wszystko co go otaczało, aż jego piękne ciemne oczy spoczęły na owej knajpce, w której się znajdowaliśmy, a następnie na mnie. Dostrzegł mnie wśród tylu osób tu siedzących i ruszył w naszym kierunku. Wiedziałam, że prędzej czy później dojdzie do naszego kolejnego spotkania, więc muszę stawić temu czoła. Pod czujnym okiem przyjaciół wstałam z krzesła i ubrawszy kurtkę wyszłam z knajpki by stanąć przed Zayn'em, który wcale się tego nie spodziewał.
- Porozmawiamy? - spytał stając bliżej.
- Właśnie po to wyszłam. - oznajmiłam powoli ruszając przed siebie. Przez jakiś czas nie mówiliśmy nic, tkwiliśmy w ciszy, która ciążyła ogromnie, a żadne z nas nie widziało co powiedzieć, jak powiedzieć.
- Posłuchaj Zayn. - powiedziałam stając przed nim. Pochylił głowę tak jak wtedy, kiedy całował mnie w czoło. Odsunęłam się nieznacznie. - Może postąpiłam zbyt pochopnie, może nie powinnam się wyprowadzać, ale jednak to zrobiłam. Jak nie teraz, to później i tak by się to stało. Zresztą Perrie...
- Ems, kocham cię.
- Wiem, Zayn i ja nadal darzę cię tym uczuciem i wcale ono nie zmalało. Właśnie dlatego odsunęłam się. Odeszłam w cień, by dać ci przestrzeń na nową miłość, na czas beze mnie.
- Przecież...
- Daj mi skończyć. - powiedziałam kładąc palec na jego ustach, które jeszcze niedawno tak zachłannie mnie całowały. - Pragnę mieć cię obok, ale nie tak jak teraz. Chcę wiedzieć, że jesteś, ale nie ze mną. Chcę zwrócić się do ciebie, a nie być z tobą. Chcę mieć cię jednocześnie i odtrącać. Zrozum, że to wszytko co zaczęło się kilkanaście miesięcy temu właśnie dzisiaj się kończy.
- Nadal jesteś dla mnie najważniejsza. - powiedział łapiąc moją twarz w dłonie. 
- A ty zawsze będziesz w moim sercu. - pochylił się nade mną i nasze usta złączyły się w naszym ostatnim pocałunku. Ostatnią oznaką czułości, miłości, która istnieje między nami. - Kocham cię. - powiedziałam odchodząc.

Strata boli ze względu na wszystko, ale jeśli robisz coś w słusznej sprawie robisz to dobrze. Mimo, że Zayn to człowiek, który jako pierwszy pokazał mi na czym polega prawdziwa miłość, już nigdy nie otrzyma takiego zaufania jak Liam czy Harry, którzy zawsze będą przy mnie.

sobota, 22 grudnia 2012

(27) Rozdział dwudziesty siódmy

Nigdy nie przestaniesz kochać. Po prostu nauczysz się bez niego żyć.

Harry uświaomił mnie, że ani dziś, ani jutro, a nawet za tydzień mam nie wybieram się do pracy bo mam urlop, który trwa całe dwa tygodnie. Z jednej strony schlebia mi, aż taka opieka ze strony Hazzy, lecz to wiąże się z spędzaniem z Zayn'em czasu, kiedy powinnam być w pracy.
Nadal siedzę w pokoju Liam'a i szczególnie nie chce mi się z niego wychodzić. Przebrałam się tylko w jakąś koszulkę Chudego i położyłam się do łóżka. Szczerze mówiąc, nie czułam się zbyt dobrze i to nie chodzi tylko o stan psychiczny, fizyczny także się pogorszył. Wtulając się w poduszkę przesiąkniętą zapachem przyjaciela zaczęła rozmyślać nad swoim życiem. Próba ułożenia i zaczęcia wszystkiego na nowo skończyła się jak skończyła, czyli tak jak zawsze. Płacz, zaciśnięta szczęką i głowa uniesiona wysoko, aby nikt nie widział jak bardzo cierpię, choć i tak nie zawsze mi to wychodzi. Płacz w ramionach przyjaciela pomaga, płacz w ramionach Hazzy uspokaja, płacz w ramionach Liam'a pociesza. Płacz przy nich nie jest oznaką słabości, tylko wylewaniem z siebie wszystkiego co leży na sercu, łzy to tylko taki niepotrzebny dodatek. Przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam.

- Emma, Ems. - obudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam zaspane oczy i przed łóżkiem, na którym spałam zobaczyłam kucającego Malika.
- Co? - spytała zamykając oczy, aby na niego nie patrzeć.
- Porozmawiamy? 
- Wszystko jest przecież jasne. - powiedziałam siadając na łóżku i szczelnie okrywając się kołdrą.
- Nie. - pokręcił głowę siadając na łóżku obok mnie. - Ty wiesz tylko tyle co sama sobie ułożyłaś i może to co powiedzieli ci chłopaki. 
- A co tu jeszcze więcej mówić? - spytałam, wiedząc, że prędzej czy później się popłaczę. Najpierw straciłam tatę, teraz tracę jego i doskonale o tym wiem. - Widziałam cię z dziewczyną, którą naprawdę kochasz...
- Ale Ems, Skarbie...
- Nie mów tak do mnie. - zamknęłam oczy. - Daj spokój sobie z tłumaczeniami to i tak nic nie da.
- Przecież cię kocham. - jęknął łapiąc moją twarz w dłonie, a ja raptownie otworzyłam oczy, w których lśniły łzy. 
- Zayn...
- Ja naprawdę cię kocham, Ems... proszę...
- Wyjdź.
-Kochanie.
- Proszę cię, wyjdź! 
Krzyknęłam płacząc już całkowicie. Rozkleiłam się nawet przy nim, a tak być nie powinno. Wyszedł ze spuszczoną głową i drżącymi ramionami. Przecież dobrze zrobiłam, przecież on tak naprawdę mnie nie kocha... Schowałam twarz w pościel i krzyknęłam. Zaczęłam się drzeć płacząc. Chciałam wykrzyczeć wszystko.
- Nienawidzę miłości. - wydarłam się na cały dom. - Nie ma tego gówna!
Wiedziałam, że wszyscy mnie usłyszą, nawet Zayn, ale taka była prawda. Dla mnie nie ma już miłości i nigdy nie będzie. Szybko wyszłam z łóżka wyciągając z szafy jakieś cichy Liam'a. Ubrałam na siebie jakieś jego spodnie dresowe i dużą bluzę wkładaną przez głowę w kolorze zieleni. Zabrałam telefon, który leżał na łóżku i wyszłam z pokoju. W korytarzu minęłam Niall'a, który patrzył na mnie ze współczuciem, którego wcale nie potrzebowałam, bo po co mnie jeszcze bardziej dobijać. Z nadal przeszklonymi oczyma stanęłam w kuchni patrząc na siedzących przy stole Liam'a i Harry'ego.
- Chłopcy?
- Ems, wszystko w porządku?
- A czy kiedykolwiek było? - spytałam podchodząc do wstającego Liam'a. - Nie chcę tu mieszkać. - powiedziałam przytulając się do przyjaciela. Zaczął gładzić dłońmi moje plecy, które drżały.
- A co masz zamiar zrobić? - spytał.
- Wyprowadzę się. Mam odłożone pieniądze. - spojrzałam na Harry'ego, który patrzył na mnie smutnym wzrokiem. - Kupię mieszkanie.
- Gdzie? - spytał podchodząc do mnie.
- W Bradford. - spojrzałam w jego piękne zielone oczy, które teraz smuciły mnie jeszcze bardziej. - Chcę mieć was blisko.
- Chodź do mnie. - powiedział wyciągając swoje ręce w moją stronę. Wyswobodziłam się z uścisku Liam'a i przylgnęłam całym ciałem do Harry'ego. Jego perfumy uspokajały, a i tak wybuchłam płaczem. - Nie płacz, maluchu.
- Hazz. - jęknęłam w jego szyję.
- Proszę cię, nie płacz.
Pocałował mnie w czoło i jeszcze bardziej do siebie przytulił.
- Jesteście cudowni. Obiecajcie mi, że chociaż wy będziecie ze mną zawsze. - powiedziałam patrząc na przyjaciół.
- Obiecuję. - powiedział każdy z nim, a później we trójkę trwaliśmy w uścisku przyjaźni.

 Wraz z Li i Hazzą jechaliśmy do mieszkania, które miałam zamiar kupić.
- Na pewno chcesz się wyprowadzić? - spytał Harry, który siedział na tylnym siedzeniu.
- Zdecydowanie. - pokiwałam głową. - Nie mogę tam zostać, zwłaszcza, że Zayn niedługo pewnie przyprowadzi dziewczynę, którą naprawdę kocha...
- Przestań już tak mówić! - wydarł się prowadzący Liam. - To, że on okazał się dupkiem, nie oznacza, że już zawsze masz chodzić taka przygnębiona i bez uśmiechu. Nie lubię cię takiej...
- Dlatego wpadłam na jeszcze jeden pomysł. - powiedziałam cicho.
- No? - Harry nachylił się nade mną.
- Może... może zamieszkamy we trójkę? - spytałam patrząc to na jednego to na drugiego.
- Muszę mieć się na oku, więc się zgadzam. - uśmiechnął się Li, kładąc swoją dłoń na moje kolano.
- I ktoś musi cię przytulać. - Harry pocałował mnie w czubek głowy. - Wprowadziłbym się nawet, wtedy jakbyś tego nie zaproponowała.
- Kocham was chłopaki.
Mam najcudowniejszych przyjaciół na ziemi.

Już wieczorem mogłam spać w swoim domu, a właściwie to naszym. Zabraliśmy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wnieśliśmy je do środka. Czas rozpocząć nowy etap w życiu tylko z Harry'em i Liam'em.

środa, 19 grudnia 2012

(26) Rodział dwudziesty szósty.

Zastanawiając się, kiedy Zayn stał się osobą, której nie mogę w pełni ufać roznosiłam zamówienia po restauracji. Dziś był szczególnie spory ruch, więc moje myśli nie były zajęte tylko Zayn'em, na którego nie mam zamiaru nawet spoglądać. To dziecinne obrażać się jak mała dziewczynka, która nie dostała misiaka, na którego tak długo czekała, ale innej opcji nie widziałam. Czekałam tylko, aż Malik łaskawie sam mi o wszystkim powie i przedstawi tą przeuroczą Perrie, która tak bardzo chciała wtargnąć w jego życie, najprawdopodobniej nie wiedząc o mim istnieniu, a może i wiedząc.
Pracę skończyłam kilkanaście minut po trzynastej, gdyż szefowa pozwoliła wyjść mi wcześniej. Mimo, że zawsze wykorzystywałam wszystko możliwe sytuacje do pojawienia się w domu wcześniej, teraz tego nie chciałam. Chciałam być sama i pogrążać się w coraz bardziej dołujących mnie myślach.
Czymże jest miłość? Piękne uczucie, które polega na całkowitej ufności i szczęściu. Teraz z moim zaufaniem jest coraz gorzej. Jeśli Zayn nie przyzna się, że spotkał się w tą blondyneczką pierwsze co zrobię to kupię to mieszkanie, które tak bardzo ostatnim razem mi się podobało i tam zamieszkam. Mimo, że to boli... jego zachowanie wobec tej dziewczyny boli, to nie zamierzam płakać i nienawidzić świata, chociaż właśnie to robię. Moje myśli eliminują się w raz z czynami. 
Przysiadłam na ławeczce, na której, kiedyś wypytywał się mnie, co tak naprawdę łączy mnie z Chudym. Wtedy to wszystko wydawało mi się zwyczajne, ludzka ciekawość nie zna granic, ale wiem, że wtedy był zazdrosny. Teraz, kiedy on spędza czas potajemnie wdychając w swoje zepsute przez papierosy płuca, nie czuję się zazdrosna. Czuję się zraniona, a ból rozprzestrzenia się po całym moim ciele, dręcząc umysł niemiłosiernie.
Poderwałam się słysząc dzwoniący do mnie telefon. Wyciągnęłam go z torebki przewieszonej przez ramię i zerknęłam na wyświetlacz. Harry. Wczorajsza rozmowa z nim uświadomiła mi jedynie, że mam w nim oparcie, które tak bardzo pomaga, Hazz jest kochany oraz to, że Malik już nie jeden raz uległ tej dziewczynie, dając się bezwiednie omotać.
Wrzuciłam telefon ponownie do torebki i spojrzałam, gdzieś przed siebie. Dochodziła godzina piętnasta, a ja nie miałam zamiaru dzisiaj tak wcześnie pojawić się w domu. Chciałbym tu zostać. Może Zayn zacznie się choć odrobinę martwić i sam do mnie zadzwoni, a nie Harry, który, wie o całej sytuacji. Czekając na jakikolwiek znak od Malika, że nie pojawiam się w domu, widzę go. Wysiada z samochodu, parkując go po przeciwnej stronie parku. Zmierza w moją stronę narzucając na siebie czarną, dodającą mu pazura kurtkę. Odwracam od niego wzrok, mając nadzieję, że w moich oczach nie pojawią się żadne oznaki łez czy przygnębienia, które mnie ogarnia i obezwładnia mojego kruche ciało. Chwilę później już siedzi obok mnie, obejmując moje ciało ramieniem. Zadrżałam z jego dotykiem. Myśl, że jeszcze wczoraj obejmował czule Perrie, drażni mnie, a moje serce bije szybciej ze wściekłości.
- Dlaczego tu siedzisz? - spytał, przyciskając swoje rozgrzane usta do mojej skroni.
- Rozmyślam. - wzruszyłam ramionami nieznacznie się od niego odsuwając.
- Nad? 
- Nad tobą i tą tajemniczą blondynką, którą potrafisz obdarowywać tak cudownym uśmiechem jak tym wczorajszym. Słodko...
- Ems. - jego ręka na moim ramieniu zadrżała, a ja nadal na niego nie patrzyłam, tylko wlepiałam swój wzrok w chodnik przede mną. - Mogę ci to wytłumaczyć.
- Ale co tu tłumaczyć? - spytałam siląc się na uśmiech, mimo, że moje serce płakało. - To, że byłam po prostu zastępczynią po twojej prawdziwej miłości mi wystarcza. To całkiem dobry argument. - pokiwałam głowę wstając. - Nawet nie fatyguj się. Chcę być sama, wiedząc, że będziesz daleko ode mnie.
- Ale Emma, dasz mi chociaż powiedzieć jak to wyglądało z mojej strony.
- Doskonale o tym wiem jak to wyglądało. - łamiący się głos można było słyszeć z daleka. - Patrzyłeś na nią z jakimś uwielbieniem, rozumiesz? Jakbyś ją kochał... kochasz ją, a ja teraz najwidoczniej nie jestem ci już potrzebna. Twoja najlepsza miłość jest na miejscu, Zayn.
Ruszyłam w stronę galerii handlowej, by za nią udać się do klubu, gdzie spokojnie będę mogła wypić coś co choć na chwilę pomoże mi zapomnieć o zmartwieniach i rozpadającym się sercu.
- Kurwa, to nie tak...
Nie słuchałam go już, nie miałam na to siły, ani odwagi. Byłam zmęczona, wyczerpana i pragnąca ukojenia. Jakiś trunek powinien to załatwić.

Jakiś czas później, mając we krwi już jakąś ilość alkoholu ruszyłam w stronę domu. Z Zayn'em już nie chciałam dzisiaj rozmawiać, o ile w ogóle tego chciałam. Jedyne czego pragnął mój umysł to wtulenie się w ciało przyjaciela i chęć wypłakania się w jego przesiąkniętą perfumami koszulkę.
Weszłam do domu, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie zajrzałam do salonu, w którym na moje szczęście nie było Malika. Siedział tam Harry wraz z Liam'em i Niall'em, który leżał na podłodze pisząc coś na laptopie. Ściągnęłam buty i kurtkę, a Hazz usłyszawszy jakiś odgłos z miejsca, w którym się znajduję od razu przeniósł na mnie swój wzrok.
- Ems, wszystko w porządku? - spytał, najprawdopodobniej widząc moją drgającą wargę.
- Nie. - zdołałam wykrztusić, zanim po moim policzku zaczęły spływać gorzkie łzy. 
Harry od razu podniósł się z miejsca, uprzedzając przed tym Li i objął mnie szczelnie ramionami. Wtuliłam twarz w jego szyję i zawyłam głośno. Emocje silniej we mnie buzowały po wypiciu tego alkoholu. Harry mimo wszystko uspokajająco gładził moje plecy szepcząc, że wszystko będzie dobrze.

Siedząc na łóżku Liam'a, wsłuchiwałam się w bicie serca Harry'ego, który nadal mnie przytulał. Kazali mi przenieść się właśnie tu z salonu, gdyż w każdej chwili może pojawić się tam osoba, która wywołała u mnie ten histeryczny płacz.
- Maleńka, już dobrze? - spytał Harry, kiedy powoli zasypiałam na jego ciele.
- Dobrze... - pokiwałam głową wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- Niech śpi. - Liam ucałował mnie w czoło i przysiadł na fotelu przy biurku.
- Uwierz, że wszystko będzie dobrze. - wyszeptał jeszcze Harry, zanim zasnęłam na łóżku Liam'a, w objęciach drugiego z najlepszych przyjaciół.

Każda miłość kiedyś się kończy, lecz czy każda musi kończyć się, aż takim bólem? 

- ... czasami wydajesz się jeszcze krucha niż jesteś. Przyjmujesz maskę twardej, radzącej sobie ze wszystkim dziewczyny, a tak naprawdę wszystko cię przerasta i czujesz się taka bezbronna, mała, osamotniona. Nienawidzę, kiedy płaczesz.... znam cię ponad cztery miesiące jak nie więcej i wiem o tobie wystarczająco dużo, by wiedzieć, że wraz z płaczem cierpisz jeszcze bardziej. Jeśli tylko bym mógł, skopałbym temu jebanemu Malikowi tyłek, żebyś tylko nie zalewała się łzami. Pięknie dziewczyny nie powinny płakać, a już w szczególności nie przez faceta. Będę cię chronić, maleńka...
Takie słowa wypowiadał do mnie Harry, myśląc, że śpię. Teraz, kiedy już to wiem, wiem, że Harry jest tym, na którym mogę polegać i kochać go jak brata, wiedząc, że da mi wszystko czego będę pragnęła. A teraz najbardziej pragnę ciepła, które on mi daje. Ciepła, które zastąpi ból... ciepła, które uśmierci moją miłości i pokaże jak żyć tej nowej... ciepła, które tylko on potrafi mi dać.






Od autorki:
Rozdział dedykowany dla Misia, który ma najsłodszą siostrzyczkę na świecie. Kocham Cię. x

wtorek, 18 grudnia 2012

(25) Rozdział dwudziesty piąty

Od wczorajszego wieczoru nie opuszcza mnie myśl, że Zayn może coś przede mną ukrywać. Wnioski wysunięte przez przypadkowo podsłuchaną rozmowę czasami przyprawiają mnie o nieprzyjemne dreszcze. Mimo, że w mojej głowie buzuje milion myśli na temat tego wszystko to nadal nie potrafię ogarnąć tego w jedną, prostą, zrozumiałą, formułę. Istnieje jakaś Perrie, o której wczoraj usłyszałam pierwszy raz w życiu i coś mi się wydaje, że więcej nie chcę o niej słyszeć. Zayn natomiast pod moim bacznym i ciągle nie opuszczającym go spojrzeniem zachowuje się normalnie. W jego gestach nie widać paniki, zdenerwowania, jakby coś lub kogoś ukrywał. Wydaje mi się, że nie mam czego się obawiać, tylko moja chora wyobraźnia poszerza swoje dość obszerne horyzonty.
Siedząc na plastikowych krzesełkach na dworze Harry co rusz rzucał wściekłe spojrzenia w stronę mojego chłopaka, który albo tego nie widział albo nie chciał widzieć. Pokiwałam tylko głową i wstałam z kolan Malika, by zadzwonić do Els, która w sumie dawno się nie odzywała, a powinna, bo Lou czasami umiera z tęsknoty całując ekran laptopa, na którym nie raz ją widzimy podczas rozmowy przez Skype.
Wybrałam numer przyjaciółki i cierpliwie czekałam, aż odbierze i w końcu będę mogła porozmawiać z kimś to jednak nie jest płci męskiej.
- Ems! - krzyk Eleanor wyrwał mnie z zamyślenia.
- Stęskniłam się za tobą. - stwierdziłam siadając na bujanej huśtawce, w przeciwnym rogu ogrodu. - Co tam u ciebie słychać?
- Nienawidzę tu studiować! - jęknęła. - Mam ochotę rzucić to w cholerę i przyjechać do was. Brakuje mi Lou...
- Nie jesteście sobą jak przebywacie osobno. - powiedziałam patrząc na palącego Zayn'a, który także mi się przyglądał.
- Właśnie... dlatego chcę zrobić mu prezent urodzinowy i od nowego semestru przenieść się na uczelnię w Bradford.
- Zostały jeszcze dwa miesiące, a ty już planujesz mu prezenty, ale muszę przyznać, że to naprawdę fantastyczne posunięcie. Będę miała jaką babkę w odległości bliżej niż trzysta kilometrów, a i Louis będzie promieniał szczęściem i unosił się miłością do ciebie.
-Dlatego tak bardzo chcę do was wrócić. Tu jestem zdana na siebie i w dodatku samotność mnie przytłacza. - zamilkła na moment, a ja spoglądałam na ruchy Zayn'a. Rozmawiał o czymś z Harry'm lekko gestykulując dłońmi. Możliwe, że zaraz zaczną się kłócić. - Ale opowiadaj: jak u ciebie? Jak Zayn?
- Jest dobrze...
- Emma?
- Posłuchaj. Znasz jakąś Perrie? - spytałam, wiedząc, że już dłużej nie powstrzymam się do uniknięcia zadania tego pytania.
- Nie, a powinnam?
- Jeśli chciałabyś mi pomóc to tak.
- Ale co się dzieje? Kto to w ogóle jest? - dopytywała się.
- Najwidoczniej jakaś laska, która w jakiś sposób jest powiązana z moich chłopakiem. Chłopcy coś wczoraj o niej gadali, kiedy ja rzekomo spałam.
- Podsłuchiwałaś?
- Nie! Po prostu obudziłam się w złym momencie. - jęknęłam.
- Jeśli się czegoś dowiem, to z pewnością dam ci znać. - zadeklarowała się dziewczyna. - A teraz wybacz, Emi, ale nauka wzywa. Do usłyszenia!
- Trzymaj się, kujonko!

Mimo, że zaprzeczałam swoim chorym domysłom: kim może być ta cholerna Perrie?, najgorsze się ziściło. Wychodząc z domu do dzwoniącego do mnie Harry'ego, który czekał na mnie przy jednym ze sklepów odzieżowych ulicę dalej, zobaczyłam coś czego raczej nie chciałam widzieć, będąc dziewczyną Zayn'a Malika. Chłopak paląc kolejnego peta tego dnia obejmował ciasno blondynkę, która swoimi chuderlawymi rękoma ściskała go w pasie, mając dłonie pod jego kurtką. Dym, który znajdował się chwilę wcześniej w jego płucach wypuścił gdzieś nad głową uśmiechniętej blondynki.
Ukłucie w sercu spotęgowało się jeszcze bardziej, kiedy oboje wybuchnęli śmiechem, który wydawał być się tym szczęśliwym. Odwracając głowę od zajętej sobą pary, ruszyłam w stronę miejsca, w którym czekał na mnie Harry. Chciałabym zostać w domu i poczekać na Zayn'a żądając jakichkolwiek wyjaśnień, ale stwierdziłam, że nie będę zawodzić przyjaciela, tylko dlatego, że jego kumpel leci sobie, kurwa, w kulki! Nie chciałam płakać, więc przyspieszając kroku już po chwili stałam u boku Styles'a, który zobaczywszy grymas na mojej twarzy od razu mnie przytulił, a ja wtulając głowę w jego pachnącą szyję wybuchnęłam spazmatycznym płaczem wywołanym raniącymi uczuciami, które rosły w moim umyśle, w moim pokaleczonym sercu.

 - Powiesz mi co się dzieje? - spytał Harry, delikatnie gładząc moje włosy. Jego dotyk uspokajał.
- Już wiem, kim jest Perrie. - powiedziałam kuląc się w sobie. - Widziałam ją dzisiaj...
- Ale jak? Przecież jej nie znasz.
- Widziałam blondynkę obściskującą Zayn'a, kiedy jego ręce także były gdzieś na jej ciele. Harry ten widok bolał...
- Maleńka....
- Nie spodziewałam się tego po nim, nie po tym wszystkim co mi mówił, jak się starał, jak się odnosił w stosunku do mnie. Mimo wszystko to boli...
- Zayn zawsze okazywał się być słabym. Od zawsze ulegał tej blondynce mimo, że niejednokrotnie chcieliśmy go powstrzymać.
- Harry... - usiadłam już normalnie na ławeczce w parku. - Co tak naprawdę go z nią łączy?
- To nie jest rozmowa na ten moment. - pokiwał głową wskazując mi kogoś przed nim.
Już drugi raz tego dnia zobaczyłam Zayn'a z tą blondynką. Miłość boli, lecz nie wiedziałam, że aż tak. Nigdy nie pomyślałam, że to co było i nadal jest pomiędzy nami właśnie tak się skończy.





Od autorki:
Nie mam siły na jakąkolwiek notkę ode mnie, więc zachęcam do komentowania i odwiedzania bloga pod linkiem tym : Maleńki, myślę o Tobie cały czas! ;)

sobota, 15 grudnia 2012

(24) Rozdział dwudziesty czwarty.

Dźwięk budzika wyrwał mnie z przyjemnego snu w objęciach chłopaka. Jęknęłam i otworzywszy oczy sięgnęłam po komórkę wyłączając piszczącą melodyjkę. Zayn leżący za mną tylko mruknął coś niewyraźnie i wzmocnił uścisk na moim brzuchu. Mimo, że chodzę do pracy od około trzech miesięcy to nadal tak samo nie chce mi się wstawać. Wyswobodziłam się z uścisku mojego chłopaka i wyszłam z łóżka. Chłód paneli drażnił moje bose stopy. Z szafy wyciągnęłam ciuchy, w których mam nadzieję nie zmarznąć i wyszłam z pokoju kierując się ku łazience na piętrze. Nadal mieszkam z chłopakami, gdyż Els od miesiąca jest już u siebie z racji rozpoczęcia się studiów. Cały czas jednak zbieram na mieszkanie, odkładając wszystkie możliwe, zarobione pieniądze. Co z tego, że pracuje jak ta suma nadal jest mała, lecz z każdym tygodniem, miesiącem jestem bliżej kupna czegoś swojego, choć Zayn nadal upiera się przy swoim, lecz ja nie będę wiecznie z nimi mieszkać, może z Zayn'em tak, ale nie z resztą. Ubrawszy się wyszłam z łazienki, włosy spięłam, a lekki makijaż pojawił się na mojej twarzy. Od momentu, kiedy opuściłam dom matki nie mam z nią kontaktu i utrzymywać nie zamierzam. Jest dobrze tak jak jest. Mam faceta, który obdarowuje mnie miłością, którą także otrzymuje ode mnie. Psa, którego wcześniej zostawiłam u znajomej mojego zmarłego taty, po czasie zawiozłam do babci, którą dość często wraz z Zayn'em i Liam'em odwiedzamy.
Weszłam ponownie do pokoju, by zabrać telefon, torebkę i parę innych potrzebnych rzeczy. Zayn już nie spał, tylko teraz patrzył na moje ruchy.
- Zawieźć cię? - spytał wtulając twarz w poduszkę. To zdecydowanie był słodki widok. Zaspany chłopak patrzący na ciebie z świecącymi się oczyma jest ideałem. Mam swój ideał.
- Sama pojadę. Poza tym muszę jeszcze jechać po tę sukienkę. - powiedziałam zakładając torebkę na ramię.
- Sukienkę?
- Na wesele twojej kuzynki, kochanie. - przypomniałam mu. - To już za trzy tygodnie, a ja nadal nie mam w czym iść, a tamta była świetna, zresztą...
- Chcę wybrać ją z tobą. - podniósł się na łokciach wpatrując się we mnie. - O której kończysz?
- Przed piętnastą, czekaj przed wejściem.
Podeszłam do łóżka i nachylając się nad nim pocałowałam Zayn'a. Oddał pocałunek ciągnąc mnie za kitkę.
- Już tęsknię.
Zaśmiałam się jedynie i wyszłam z pokoju. Nasi wspólni znajomi twierdzą, że jesteśmy aż za słodcy, lecz dla nas to nic takiego, jeśli jesteśmy razem. Chcemy się dotknąć, pocałować, przytulić. Mimo, że wszystko z boku wygląda na idealne nie zawsze takie jest, ale u nas się to sprawdza. Nasze kłótnie ograniczają się tylko do walki o pilota i o to, kto ma prowadzić lub gotować danego dnia. Lecz nawet to kończy się miłym słówkiem i dotykiem jego ust na moich.
Ubrawszy się zabrałam klucze z wieszaczka w korytarzu i wyszłam na zewnątrz.

 Piętnaście minut później byłam już w pracy. Praca jak każda inna. Mała, przyjemna i pełna gości restauracja jest dobrym miejscem na zarobienie. Weszłam do budynku i witając się z kolegą ze zmiany poszłam na zaplecze zostawić niepotrzebne rzeczy, a fartuszek zawiązać na wysokości pasa.
- Jak tam? - spytałam podchodząc do chłopaka.
- Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że dziewczyna właśnie ma czas porannych mdłości i budzi mnie odgłos wymiotowana.
- Narzekasz. - zaśmiałam się cicho - Początki są najgorsze. Poczekaj tylko jak przyjedzie czas na zmianę humoru milion razy dziennie, dopiero wtedy oszalejesz.
- Nie wiem jak ja to przetrwam. - jęknął z uśmiechem.
- Dasz radę. - poklepałam go po ramieniu. - Za kilka miesięcy będziesz latał z wózkiem.
- Żebyś ty przypadkiem nie latała. - zaśmiał się.

Kilkanaście minut po czternastej wyszłam z pracy, a Zayn czekał przy samochodzie nonszalancko się o niego opierając. Sama się dziwię, że na początku nie zwracałam uwagi na jego wygląd czy posturę ciała. Idąc z nim za rękę ulicami Bradford co druga ładna, zgrabna laska mówiła mu 'cześć' i posyłała mu śmiech, który wprawdzie mnie irytował. Fakt, byłam zazdrosna, ale także rozpierała mnie duma, że mam tak zdolnego i przystojnego chłopaka.
- Co tak długo? - spytał podchodząc do mnie.
- Rozmawiałam jeszcze z Lukas'em o jego ciężarnej dziewczynie. Biedaczek nie znosi tego dobrze. - powiedziałam całując go w lekko zarośnięty policzek.
- Pamiętam jak moja kuzyna zaszła w ciążę z bliźniaczkami, jej mąż dostawał szału przed i po porodzie.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę sklepów z sukienkami. Wchodząc do środka miałam świadomość, że z Zayn'em te zakupy będą ciężkie. Jemu rzadko się coś podoba.
- Więc jak wygląda ta twoja upatrzona sukienka? - spytał, rozglądając się po wystawie.
- Kremowa z czarnymi elementami, tylko patrz, żeby była bez ramiączek.
Pokiwał głową i wszedł pomiędzy regały oglądając wszystko po kolei. Ruszyłam w drugą część sklepu szukając kiecki, która wcześniej mi się podobała. Els była już na weselu z Lou, teraz pora na nas. Swoją drogą tworzą tak idealną parę. Czasami wydaje mi się, że oglądam film romantyczny z nimi w roli głównej. Są tacy kochani i przede wszystkim szczęśliwi.
- Mam coś chyba dla ciebie. - nagle za mną pojawił się Zayn z sukienką w dłoni.
- Jest piękna. 
Była bez ramiączek koloru kremowego z białym gorsetem, który zdobiły kremowe elementy. Pod biustem był pasek, który wszystko upiększał. Nie była zbyt długa, lecz także nie za krótka na wesele. 
Z zakupem wróciliśmy do domu, będąc w nim sami. Chłopcy często wychodzili szukać studia, w którym będą mogli nagrać kilka kawałków, bo w przyszłym tygodniu mają dwie imprezy do odwiedzenia.
Siedziałam z Zayn'em na kanapie w salonie przeglądając katalog z sukniami ślubnymi, który przysłała nam jego kuzynka. Mój chłopak natomiast był bardzo zapatrzony w powtórkę jakiegoś meczu. Nie zapominał jednak o mojej osobie, bo co rusz gładził moje odkryte nogi leżące na jego kolanach.
- Te sukienki są piękne. - powiedziałam.
- I jest z nią zawsze najwięcej zachodu.
- Tylko raz w życiu wychodzi się za mąż w tak piękny sposób, wszystko musi być idealnie.
- I dlatego to ja będę planował ślub. - zaśmiał się całując mnie w kolano.

Najwidoczniej przysnęło mi się na kanapie, bo obudziły mnie rozmowy dochodzące z kuchni. Nie chciało mi się wstawać, więc z zamkniętymi oczyma leżałam dalej.
- Myślę, że powinniśmy jej powiedzieć. - powiedział Liam.
- Zgłupiałeś? Przecież to może wszystko zniszczyć! Nie może się o tym dowiedzieć! - Harry był bardzo zdenerwowany, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Ale przecież on jej tego nie powie.
- Perrie także nie zna. - powiedział Nialler.
- Żeby tylko się nie dowiedziała... - jęknął Hazz.
Ale czego do cholery ktoś ma się nie dowiedzieć?! I tym kimś najprawdopodobniej mam być ja.







Od autorki:
Badziew, ou! 
Rozdział dopiero teraz  z powodu braku ładowarki. Jest beznadziejny, ale mam zamiar skończyć tą sielankę, bo w życiu tak nie ma, a już w szczególności nie w moim.  To by było na tyle. Kontakt ze mną na gadu 11744685 ( ale na razie mnie nie ma ), a jak coś to TT - nataa_n. Pytania do bohaterów mile widziane ( w zakładce u góry ). 
+ Nowy rozdział na blogu, który prowadzę z przyjaciółką. ; 3 (http://babyiamaddictedtoyou11.blogspot.com/ )

środa, 12 grudnia 2012

(23) Rozdział dwudziesty trzeci


Obudziłam się, kiedy Zayn’a w łóżku nie było. Przeciągnęłam się i wyplątałam spod pościeli, która w całości leżała na mnie. Postawiłam stopy na chłodnych panelach w pokoju i wstałam z łóżka. Nie chciało mi się zbytnio przebierać, więc do piżamy, którą stanowiła koszulka i dolna część bielizny, nałożyłam jeszcze krótkie spodenki, które jako pierwsze wpadły mi w ręce po otworzeniu szafy. W łazience na piętrze umyłam zęby i przeczesałam włosy. Mniej więcej rozbudzona i ubrana zeszłam na dół, gdzie najprawdopodobniej byli już wszyscy, sądząc po głośnym śmiechu Niall’a.
- Cześć wszystkim. - weszłam do kuchni witając się ze wszystkimi.
- Cześć.- Els od samego rana jakoś dziwnie promieniała, więc moje wczorajsze przypuszczenia najwidoczniej się sprawdziły.
- Porozmawiamy później.- powiedziałam patrząc na przyjaciółkę i podchodząc do chłopaka, który robił coś do picia.
- Witaj. - wymruczałam przytulając się do jego nagich, umięśnionych pleców.
- Wyspana? - spytał odwracając się do mnie przodem i kładąc swoje dłonie na mojej talii.
- Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się. -Choć muszę przyznać, że się wierciłeś.
- I kto to mówi. - powiedział całując mnie w czoło. Lubiłam, kiedy to robił. Czułam się wtedy bezpieczna.
Odwróciłam się przodem do pozostałych i zobaczyłam ich natarczywe i pełne pytań spojrzenia. Miałam wielką ochotę się zaśmiać, choć wiedziałam, że raczej nie powinnam. Spojrzałam na Zayn’a i on także miał ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Czegoś tu nie rozumiem. - powiedział Alan patrząc uważnie na Zayn’a.
- Przecież tu nie ma niczego do rozumienia. - Zayn miał wyśmienity humor, zresztą ja także i to tylko dzięki niemu.
- A czy możesz mi wyjaśnić tą sytuacje? - spytał Hazz wymachując rękoma.
- Harry, przecież tu nic takiego się nie wydarzyło. - powiedziałam poszerzając jeszcze bardziej swój szczery uśmiech i puszczając mu oczko.
- Wiedziałem skubańcu, wiedziałem. - zaśmiał się radośnie i wstał z krzesła kuchennego podchodząc od nas. - Stary, niemiłosiernie się cieszę.
Hazz na początek poklepał Zayn’a po plecach, a później zaczął ściskać mnie tak, że w niektórych momentach brakowało mi powietrza.
- Pilnuj nam tego kochasia, Ems. - powiedział jeszcze zanim mnie puścił.
- Bez tego się nie obejdzie.
Po chwili już wszyscy zrozumieli, że po tej zabawie, na której byliśmy sami doszło do zapoczątkowania naszego związku. Miło patrzeć na to jak Zayn cieszy się z tego wszystko, a ja oczywiście nie mniej. Najlepszym widokiem natomiast była radość Liam’a, który o dziwo uściskał nawet mojego chłopaka. Teraz już wszystko będzie idealne.
- Skoro tak bardzo cieszycie się ze związku Malika i Ems, to chyba muszę wam powiedzieć o swoim. - uśmiechnął się Lou, łapiąc Eleanor za rękę.
- Jesteście zabójczy, wiedziałam! - krzyknęłam na całą kuchnię. Ucałowałam w policzki Els i wyściskałam Tomlison’a. To poranek pełen wspaniałych wiadomości.
- A więc jak to uczcimy? - spytał Nialler. - Jakaś impreza?
- Ja mam dość po wczorajszej. - zaprotestował Alan wraz z Liam’em.
- Może jakiś gril? - spytałam.
- Zdecydowanie. - Els mnie poparła, a za nią reszta chłopaków.
Po zjedzonym śniadaniu, które zrobił Harry z Alanem zamknęłam się w pokoju Tomlinson’a z Els. Musiałyśmy obgadać swoich chłopaków i wczorajszy wieczór wraz z kawałkiem nocy.
- Opowiadaj mi! Jak Zayn się do tego zabrał?
Els siedziała podekscytowana na łóżku swojego chłopaka.
- Podczas tańca, gdzie wcześniej był zazdrosny o kolesia, który chciał ze mną zatańczyć.
- Czy każdy z nich musi być taki zaborczy? - spytała kiwając głową. - Ale nieważne. Tak naprawdę nie spodziewałam się tego po Zayn’ie, który tak bardzo się z tym wszystkim wahał, choć cieszę się niezmiernie.
- A ty? - spytałam. - Jak Louis to wszystko zaplanował?
- Starł się być romantyczny - zaśmiała się, a oczy rozbłysły jej jeszcze bardziej. - Gdzieś w połowie imprezy wyszliśmy przed club. Spacerowaliśmy parkiem, przytulał mnie, a stresował się strasznie. Dłonie wręcz mu się trzęsły, lecz niczego nie chciał dać po sobie poznać. W końcu, kiedy usiedliśmy na ławeczce niedaleko clubu pocałował mnie i zadał to tak bardzo ważne pytanie.
- Oryginalny to on nie był. - zaśmiałam się. - Zresztą tak samo jak i Zayn.
Położyłam się obok Els na łóżku.
- Uwierzyłabyś w to, że będziesz w związku z Louis’em, jakby ktoś powiedziałby ci to wcześniej? - spytałam.
- Nie. Nigdy. Do tej pory wydaje mi się, że to wszystko mi się przyśniło. Idealne miłości zdarzają się tylko w filmach.
- I w waszym życiu. Jesteście idealni. - powiedziałam.
- Tak samo jak ty i uroczy Zayn Malik.
- Ty się nie czepiaj mojego uroczego chłopaka, tylko zajmij się swoim zaborczym.
Obie zaśmiałyśmy się głośno, kiedy w okno coś trafiło. Eleanor podeszła do niego i otworzyła na oścież.
- Co pacany? - zawołała.
- Wasi chłopacy chcą trochę podsłuchać. Najlepiej zmieńcie temat. - zaśmiał się Nialler z dołu.
Els od razu wróciła do mnie i zaczęłyśmy rozmawiać o nowej sukience, którą zobaczyłyśmy dwa dni temu. Z tematu ubrań zboczyłyśmy na ślub kuzynki Eleanor, która za trzy miesiące wychodzi za mąż. Rozmowa o ślubach tak bardzo nas pochłonęła, że nawet nie zauważyłyśmy, że do pokoju wszedł Zayn.
- A panie długo tak tu jeszcze mają zamiar siedzieć?
- A ma pan dla mnie jakieś inne zajęcie? - spytałam.
- Wiele by się znalazło. - powiedział puszczając mi oczko.
- W takim razie wybacz Els, ale chłopak mnie wzywa. - podeszłam łapiąc go za rękę. - Chłopak, jak to ładnie brzmi.
Ze śmiechem wyszłam z pokoju Louis’a, gdzie właściciel wszedł od razu. A to się zmówili. 

Szłam z Zayn'em i Hazzą do kolejnego sklepu z rządu. Reszta wysłała nas na małe zakupy, a sami zaczęli przygotowywać grila i miejsce do siedzenia na dworze.
- Czego nam jeszcze brakuje? - spytał Styles, który co rusz spoglądał na zegarek.
- Jeszcze zajdziemy do spożywczego, bo Els wysłała mi kolejną listę produktów. - jęknęłam odczytując wiadomość od przyjaciółki.
- To szybko.
- A gdzie ci się tak spieszy, Hazz?
- Nieważne. - machnął ręką. - Ale wysadzicie mnie pod barem na krzyżówce, jak się jedzie do nas.
- Czyli się umówiłeś. -powiedziałam patrząc na niego uważnie.
- Ej, gołąbeczki przystopujcie. - zaśmiał się Harold - Jeśli coś będzie się działo z moim życiem uczuciowym to będziesz wiedział jako pierwszy, stary.
- Dzięki za pominięcie.
- Ależ nie ma za co, Emma!
Harry miał dziś wyjątkowo genialny humor, zresztą dziś on każdemu jakoś dopisywał.

Czas do wieczora leciał szybko, więc nawet się nie obejrzeliśmy, a już zajmowaliśmy miejsce przy stole śmiejąc się z już wstawionego Harry'ego i objadając się tym co przyrządzili chłopcy.
- A nie wydaje ci się, że Liam jakoś zmienił do nas nastawienie? - spytałam Zayn'a, kiedy poszliśmy po dodatkowe soki do kuchni.
- Już od kilku dni mi nie dogryza, więc zauważyłem. - przytaknął Zayn. - A co jest?
- Tak tylko mówię. - wzruszyłam ramionami i usiadłam na blacie kuchennym. - Wszyscy się tak cieszyli z naszego związku.
- Nie mniej niż my. Zresztą co mnie obchodzą inni, przede wszystkim liczy się twoje zdanie, kochanie.
Uśmiechnęłam się słysząc taki zwrot do mnie. Zrobiło mi się niesamowicie miło i ciepło na sercu, kiedy tak powiedział. Pierwszy taki epitet skierowany do mnie będzie na pewno długo przeze mnie pamiętany.
- Nie chce mi się stąd schodzić. - powiedziałam, kiedy przybliżył się do mnie stając pomiędzy moimi nogami.
- Możemy tu posiedzieć.
Oparł ręce o blat tuż obok moich ud i uśmiechnął się tak uroczo, a uśmiech objął nawet jego czekoladowe oczy.
- I z czego się cieszysz? - spytał.
- Lubię jak się tak uśmiechasz. - powiedziałam dotykając palcem jego policzka. Zayn odwrócił się raptownie i go ugryzł.
- To bolało. - jęknęłam.
- Wiem.
Zapatrzyłam się jego oczy. Dwa punkciki o kolorze rozgrzanej, mlecznej czekolady przyciągały moje spojrzenie. Zarzuciłam ręce na jego kark, kiedy on swoimi zaczął liczyć moje żebra.
- Doliczyłeś się? - spytałam cicho, by nie zmącić tej ciszy, która zapadła na moment.
- Jeszcze nie. - pokręcił głową i pocałował mnie. Na początku było to tylko muśnięcie się warg, lecz z czasem, kiedy oboje zaangażowaliśmy się w ten gest czułości, pieszczota stała się bardziej śmielsza. Zayn delikatnie błądził ciepłymi dłońmi po moim bokach, a moje palce starannie rozmasowywały skórę na jego karku.
- Gołąbeczki! Ja wiem, że miłość to są uniesienia, ale nie pożądajcie się w kuchni. Tu ludzie jedzą! 
W drzwiach nie wiadomo, kiedy pojawił się Louis z piwem w ręku i szczerym uśmiechem wymalowanym na ustach.


Bo tylko wielka miłość tak potrafi zmienić świat.







Od autorki:
Jak ja nienawidzę nie mieć dostępu do komputera i do moich kochanych plików. Na szczęście moje i może wasze, ładowarka ma pojawić się w moim domku już jutro, co tak bardzo mnie cieszy! W końcu będę pisać sensownie i dłużej. Jupijajej! ;3 
A teraz bardzo proszę o wyrażenie opinii na temat tego rozdziału. I bardzoo, bardzooo dziękuję za liczbę wyświetleń, która jest niemiłosiernie duża jak dla mnie i za ostatnie komentarze pozostawione na moim blogu.
Tak bardzo was uwielbiam, że mam już zaplanowane pięć następnych opowiadań ( zaczynając od Ziall'a, kończąc na Liam'ie) i niespodziankę na święta lub sylwestra. 
Do zobaczenia jutro! ( mam nadzieję ;o ) Kocham was! 

Zayniś <3
Mój ukochany Ziall ; 33

sobota, 8 grudnia 2012

(22) Rozdział dwudziesty drugi

Kiedy zszedłem do kuchni Alan już tam siedział rozmawiając z Ems.
- Cześć. - przywitałem się z nią całując jej policzek.
- Mnie też możesz pocałować. - nastawił się Alan. Emma się tylko zaśmiała.
- Chyba podziękuję. Wy już po śniadaniu?
- Twoje kanapki są w szafce. - wskazała ręką Ems.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się w jej kierunku.
- Jedzcie, a ja pójdę się ubrać.
Opuściła pomieszczenie, gdzie zostałem sam z kuzynem.
- Stary, lecisz na nią? - spytał, kiedy siadałem do stołu.
- Inaczej bym się tak nie zachowywał.
- Ale nie jesteście razem. - zauważył.
Dlaczego teraz każdy będzie mi pieprzył trzy po trzy o tym, że nie jestem z Ems. Sam doskonale wiem co robię, więc mogliby dać sobie spokój z tą sprawą i ze mną przy okazji też. Jestem dużym chłopcem, tak samo jak Emma jest samodzielną dziewczynką i doskonale wiemy co robimy i zrobimy z tym co jest między nami.
- Alan, jeśli chodzi ci o to, czy możesz się za nią brać, to nawet o tym nie myśl. Ems, nie lubi płytkich dupków. - powiedziałem wstając. Odłożyłem pusty talerz do zlewu i wyszedłem z kuchni. Z racji tego, że byłem w pełni ubrany i nie musiałem ponownie wchodzić na piętro usadowiłem się w salonie na kanapie włączając telewizor. Jak zwykle nic w tym pudle nie było, więc włączyłem na jeden z kanałów muzycznych i kładąc się na kanapie zamknąłem oczy. Byłem zmęczony chyba tą nieprzespaną nocą. Oprócz tego, że Harry cholernie wiercił się na łóżku, to jeszcze moje myśli zajmowała Emma. Tak, to drugie wprawdzie nigdy się nie zmienia, lecz teraz myślałem o czymś konkretnym, a mianowicie: jak poprosić ją o bycie w związku, bo inaczej tego nazwać nie umiem. ' Chodzenie ze sobą ' - było w wieku szkolnym, a teraz, kiedy w grę wchodzi prawdziwe i dojrzałe uczucie trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Prawdziwy związek to coś czego naprawdę chcę, a nie wiem jak to zacząć. Tchórz jakich mało.
- Masz zamiar spać? - usłyszałem nad sobą głos Nialla.
- Leżę tylko.
Nawet nie otwierałem oczu. Blondyn przeszkodził mi w rozmyślaniu tak samo jak Hazz w śnie dzisiejszej nocy. Wszyscy się zgadali co do tego by mi przeszkadzać, a ja muszę w końcu doprowadzić tą sytuacje do momentu, kiedy będę już oficjalnie zajęty przez dziewczynę, z którą naprawdę chcę być.
- To daj mi pilota, bo chcę to przełączyć.
- Sam sobie weź.
Wyciągnąłem go spod poduszki i położyłem obok siebie. Niall jak to na niego przystało włączył kanał sportowy, gdzie rozgrywał się mecz piłki nożnej. Nawet nie wiem kto grał, nie patrzyłem w telewizor.
- Ile jest? - spytał Liam, który też teraz przypałętał się do salonu.
- Mecz trwa dopiero dziesięć minut. - jęknął blondyn.
- Co nie oznacza, że nie może być już strzelonej bramki. - wtrąciła się Ems. Otworzyłem oczy i ujrzałem ją nad sobą. Opierała się na oparciu kanapy. - Co tak leżysz?
- Czekam.
- Na co tym razem? - spytała.
- Aż położysz się obok. - przesunąłem się na skraj, by zrobić jej miejsce.
- Jeśli tak bardzo chcesz ze mną leżeć to chodź ze mną na dwór, muszę się opalić.
Dopiero teraz zobaczyłem, że nie ma na sobie żadnej bluzki, tylko kolorowych stanik i spodenki, pod którymi pewnie znajdowała druga część stroju.
- W takim razie chodźmy.
Podniosłem się z kanapy, na której od razu usiadł Alan z Liam'em. Wyszliśmy z domu, Ems położyła się na kocu, który pewnie wcześniej sobie przyniosła, a ja obok niej.
- Masz zamiar smażyć się na słońcu w tej czarnej koszulce? - spytała.
- Przyszedłem tu tylko poleżeć. - mruknąłem.
- Tylko, żebyś mi później nie marudził, że się zagotowałeś.
Przewróciłem tylko oczyma i z uśmiechem zdjąłem koszulkę, która opinała moje ciało, kładąc ją obok siebie.
- I jak z tym clubem? - spytała, kiedy leżałem już obok.
- Jakim clubem?
- Alan wspominał o jakimś wyjściu wieczorem zanim jeszcze wszedłeś do kuchni, myślałam, że wiesz.
- Co za... Nie musisz iść jak nie chcesz.
- Poszłabym. - powiedziała patrząc na mnie. - Ale w to samo miejsce co ostatnio, jest szczególne.
- Bardzo szczególne. - uśmiechnąłem się do niej wiedząc o co konkretnie jej chodzi. - Możemy dziś iść tam sami. - zaproponowałem i miałem nadzieję, że się zgodzi.
- Z chęcią. Tylko bez żadnych podbojów panie Malik. - zaśmiała się kładąc na kocu.
- Jeśli będę tam z tobą to ja z nas będę się martwił, żeby żaden dupek się do ciebie nie przystawiał.
- Nie jesteś śmieszny...
- Nawet nie próbuje. - powiedziałem całując jej policzek, który zrobił się gorący od słońca.

Czasami wydaje mi się, że Ems jest całkowicie inna od wszystkich dziewczyn, które znam, a później dochodzę do wniosku, że tak właśnie jest. Początek naszej znajomości nie był zachwycający. Nie chciała na mnie spojrzeć, a co dopiero utrzymywać bliższe kontakty na przykład takie jak teraz. Każda laska jak idzie na imprezę szykuje się przynajmniej trzy godziny przed wyjściem, a jej i Els starczy pół, jeśli obie łazienki są wolne. Może i się różnią od pozostałych, ale to właśnie ona są lepsze, wyjątkowe i nasze. Już teraz można zobaczyć jaki Louis jest zaborczy w stosunku do Els. Żaden facet, który nas mija nie może spojrzeć na moją przyjaciółkę i jego przyszłą dziewczynę, bo Tomlinsona szlag jasny trafia. Wcześniej się z tego nabijałem dopóki nie powiedział mi, że robię tam samo.
Czekałem na Emmę, która znajdowała się w moim pokoju. Oświadczyliśmy reszcie, że dziś wieczorem wychodzimy do clubu, tyle, że sami. Alan najwidoczniej był zawiedziony i szczerze mówiąc miałem z tego nie lada satysfakcję. Obracałem w dłoniach paczkę papierosów, do których dzisiaj jeszcze nie sięgnąłem. O dziwo nawet nie chciało mi się palić. Myśli miałem zajęte tym innym, a raczej kimś innym i nie myślałem już tyle o nałogu co wcześniej.
Drzwi na piętrze otworzyły się, a po chwili można było usłyszeć ich trzask. Emma przez chwilę rozmawiała z Eleanor, która także przesiadywała w moim pokoju. W końcu zeszła. Uwielbiałem ją w strojach, gdzie bezkarnie mogłem podziwiać jej długie, opalone nogi.
- Ślinisz się. - zażartowała Els, która zeszła tuż za Emmą.
- Spadaj do Tommo, mała. - uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Wychodzimy?
- Jasne. 
Ubrała jeszcze buty w korytarzu i wyszliśmy z domu. Dziewczyny nigdy nie myślą o nakryciu wierzchnim jak gdzieś wychodzą, więc ja zabrałem ze sobą bluzę, którą i tak już miała na sobie wcześniej.
- Wiesz, że Eleanor i Louis nie wracają dzisiaj na noc? - spytała mnie w pewnym momencie.
- A co Tomlinson chce jej zrobić? - zaśmiałem się.
- Wydaje mi się, że jutro już będą parą. - uśmiechnęła się. - Ładnie razem wyglądają.
- Tak - przytaknąłem. - Ale nie wiem czy Louis odważy się na taki krok.
- Ty odważyłeś się mnie pocałować, więc Lou też się przełamie.
Uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę. - Zobaczymy.

Weszliśmy do clubu, który jak zwykle był przepełniony. Nawet nie pozwoliła mi usiąść, od razu wciągnęła mnie pomiędzy tańczących ludzi.
- Schowaj mój telefon. -powiedziała podając mi go do ręki.
- Gdzie? 
- W kieszeń. - zaśmiała się i sama to zrobiła. 
Tańczyliśmy przez chwilę, dopóki DJ nie zaczął puszczać piosenek, przy których kompletnie nie dało się tańczyć.
- Nawet się nie zmęczyłam. - uśmiechnęła się siadając przy jednym ze stolików przy ścianie.
- W sumie to ja też nie. 
Stanąłem przed nią opierając ręce po obu jej bokach.
- Nie usiądziesz?
- Muszę cię pilnować, bo ten koleś obok chce tu podejść. - wskazałem na niego głową.
- Nie przesadzaj. - zaśmiała się patrząc na niego.
- Zaraz się okaże.
Usiadłem po drugiej stronie stolika i czekałem na krok tego kolesia. Tak jak myślałem, gdy zobaczył, że nie stoję już przed Ems podbił do niej.
- Witaj. - wyciągnął ku niej rękę. - Jestem James.
- Emma. - uścisnęła jego dłoń.
- Zatańczysz? Szkoda by taka dziewczyna jak ty siedziała pod ścianą.
Chciałem się zacząć śmiać, lecz ten koleś także mnie irytował.
- Wybacz, ale nie. Nie tańczę z nieznajomymi. - Emma najwidoczniej chciała się wykręcić.
- Ależ my już się znamy. Jestem James.
- Jak chcesz to możesz mnie poznać. - wstałem i podszedłem do nich bliżej.
- A ty jesteś? 
- Osobą, którą przyszła z Emmą i właśnie cię żegna.
- Niebyt kulturalny. 
- Zaraz mogę taki być, jak sobie stąd nie pójdziesz. 
- Spokojnie. - uniósł ręce w górę i odszedł. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Podałem Ems rękę i poszliśmy tańczyć do wolnego kawałka.
- Byłeś zazdrosny? - spytała kiedy bujaliśmy się w tym piosenki.
- Byłem. - przytaknąłem.
- Dlaczego? Przecież on nic takiego nie robił.
- Wystarczy, że podszedł. Nie lubię patrzeć jak jakiś typ się wokół ciebie kręci.
Stanęliśmy patrząc sobie w oczy.
- Dlaczego taki jesteś, Zayn?
- A dlaczego nie? - wzruszyłem ramionami. - Nie chcę, by ktoś inny z tobą przebywał, kiedy ja mogę. Nie chcę, byś to właśnie z kimś innym była tak blisko jak ze mną. Nie chcę...
- A ja nie chcę nikogo innego, Zi. - wtuliła się we mnie.
- Więc pragnę nazywać cię moją dziewczyną, Ems. - wyszeptałem jej do ucha. - Zgodzisz się na taki związek właśnie ze mną? 
- Jak najbardziej. - uśmiechnęła się unosząc głowę. - Wiedziałam, że ten club jest wyjątkowy.
- A ja wiedziałem, że ty właśnie taka jesteś.
Schyliłem się, by móc ją pocałować, kiedy jakiś zalany chłopak na nas wpadł. Zaśmiała się cicho całując moje usta.
- Jeszcze niejednokrotnie będzie taka okazja. - powiedziała zanim znów zaczęliśmy tańczyć.

Wracają do domu żadne z nas nie było pijane. Trzymając Ems za rękę, która miała na sobie moją bluzę, czułem się naprawdę świetnie. Uczucie szczęścia będzie mnie teraz przepełniać codziennie.
- I czemu się tak cieszysz? - spytała, kiedy o trzeciej nad ranem otwieraliśmy drzwi do domu.
- Mam swoje powody moja dziewczyno.
Po mojej odpowiedzi jej uśmiech maksymalnie się powiększył.
- Rozumiem. - pokiwała głową i weszła do środka. Zamknąłem za sobą drzwi i zdjąłem buty, kiedy ona już była na piętrze.
W łazience na dole wziąłem szybki prysznic i odziany tylko w bokserki i koszulkę, która była w łazience wszedłem do swojego pokoju z zamiarem powiedzenia swojej dziewczynie 'dobranoc'. Emma siedziała na łóżku rozczesując włosy.
- Wiesz tak sobie pomyślałam - spojrzała na mnie - że Harry pewnie przyjdzie pijany, więc możesz spać dzisiaj ze mną.
- Harry jest świetną wymówką. - zaśmiałem się siadając na łóżku.
- Spadaj Zayn. - szturchnęła mnie w ramię i odkładają szczotkę położyła się pod kołdrą. - Kładziesz się czy nie?
- Jasne. - ułożyłem się wygonie na łóżku i przykryłem kołdrą.
- Zamieńmy się. - powiedzieliśmy razem po chwili ciszy. Zaśmiałem się jedynie wstając z łóżka. Emma w tym czasie przesunęła się na brzeg, bym mógł położyć się przy ścianie.
Leżąc już na łóżku przyciągnąłem ją do siebie. Przytulona plecami do mojego torsu.
- Nie ściskaj mnie tylko za bardzo w nocy. - powiedziała za nim złapała mnie za dłoń, która spoczywała na jej zasłoniętym koszulką brzuchu.
- Dobranoc. - zaśmiałem się cicho i pocałowałem jej ramię. Tak mogę kłaść się spać i budzić się co dnia.






Od autorki:
Cały rozdział pisany od strony Zayn'a, chyba nie wyszedł tak najgorzej. Nie mam czasu na pisanie, lecz jednak to zrobiłam. Na szybkiego, ale jest. Ładowarka niestety będzie u mnie dopiero w czwartek i obiecuje, że od 13 grudnia rozdziały będą pojawiać się codziennie ( jak do tej pory ) lub góra co dwa dni. A teraz bardzo proszę czytających o komentarz, który ocenia to coś na górze. Pragnę widzieć, co mam zmieniać w swoim stylu pisania, aby było jeszcze lepiej.
P.S. Po tej tak jakby wygranej w konkursie przybywało was na tego bloga. Dziwię się, że wygrałam, lecz dziękuję, że tu jesteście. ;3 Uwielbiam was. <3