środa, 31 października 2012

{2} Rozdział drugi

Obudziłam się jeszcze z wczorajszą wypowiedzią usłyszaną od matki : zostaną tylko jakiś czas, nawet nie będą ci przeszkadzać. Jak mają mi nie przeszkadzać skoro ja potrzebuję tego cholernego spokoju, którego nikt nie chce mi tak po prostu dać. Odliczyłam spokojnie - no w miarę - do dziesięciu i wstałam z łóżka. Przebrawszy się z piżamy, którą stanowiły spodenki i jakiś podkoszulek w ciuchy, które ubierałam na co dzień, wyszłam z pokoju. Kolejnym pomieszczeniem, w którym się znalazłam była łazienka. Znów przeraził mnie widok moich oczu. Chyba podpuchnięte i czerwone będą na porządku dziennym. Przemyłam twarz, umyłam zęby, przeczesałam włosy i opuściłam łazienkę w lepszym stanie niż tam weszłam. Teraz czekała mnie tylko konfrontacja z tą rodzinką, która wczoraj się u mnie pojawiła. Rozmawiałam z nimi tyle co nic, bo chłopaka w gruncie rzeczy wywaliłam z łazienki, a jego rodziców tak po prostu unikałam. Wolałam zamknąć się w pokoju i czytać co tylko wpadnie mi w ręce niż rozmawiać z kimś kogo kompletnie nie znam i jakoś zapału do poznania nowych osób, także w sobie nie posiadam. Szczerze, to płakać z tego powodu nie będę. Nie potrzebne mi nowe znajomości, jeśli nawet nie posiadam tych starych.
Weszłam do kuchni z obawą, że spotkam tam kogoś z 'gości'. Na szczęście udało mi się tego uniknąć. Zaparzyłam herbatę malinową i usiadłam przy kuchennym stole.
- Cześć tato. - wyszeptałam w przestrzeń. Chciałam, aby okazało się, że gdzieś tu jest albo przynajmniej mnie słyszy. Chociaż to, by tylko się upewnić, że istnieje takie coś jak życie poza ziemskie. - Tato. - kolejny szept wydostał się z mojego gardła, cichy i przesiąknięty cierpieniem. W kącikach oczu zaczęły zbierać mi się łzy i mogłam przysiąc, że oczy teraz niebezpiecznie mi błyszczą jak za każdym razem, kiedy zbierało mi się na płacz. Powoli łzy wydostawały się na zewnątrz i siedząc nad kubkiem Jego ulubionej herbaty łkałam bezgłośnie, modląc się w duchu, by tylko nikt nie wszedł do kuchni. Jak na złość usłyszałam kroki na schodach, ktoś szedł powoli i niepewnie, więc pewnie był to ktoś z rodziny Malików. Pospiesznie i ze strachem, sama nie wiem przed czym, zaczęłam ścierać z mokrych policzków słone łzy, które spadały na blat stołu. Gdy ktoś wszedł do kuchni odwróciłam się plecami do przejścia pomiędzy kuchnią a salonem. Dodatkowo na moje nieszczęście robiąc tak gwałtowny ruch strąciłam kubek pełen gorącej herbaty ze stołu. Przełknęłam ślinę wraz z przekleństwem, które cisnęło mi się na usta i wstałam z krzesła, stojąc z chłopakiem twarzą w twarz. Speszyłam się. Od razu rzuciłam się do zbierania kubka, który rozpadł się tylko na kilka części.
- Pomogę ci. - powiedział i także schylił się do parteru, tak, że znów jego twarz pojawiła się tuż przed moją.
- Nie potrzebuję żadnej pomocy. - warknęłam, zawzięcie zbierając resztki porcelany z podłogi, która zaczęła się kleić od słodkiego napoju.
- Daj sobie pomóc, to nic takiego. - znów chciał chwycić odłamek kubka, lecz mu nie pozwoliłam sama go zabierając.
- Nie potrzebuję od ciebie żadnej pomocy, rozumiesz? Ani od ciebie, ani od twoich rodziców, który podobno znali mojego tatę, więc daruj sobie i się po prostu odsuń!
Puściły mi nerwy i wrzucając wszystko do kosza na śmieci wyszłam z kuchni, lecz tylko po coś czym posprzątam tą rozlaną herbatę. Mop był najodpowiedniejszy i wraz z nim i kumulującą się we mnie złością ponownie wkroczyłam do kuchni. Nadal tam stał. Cholera. Nie patrząc nawet na niego posprzątałam to co miałam posprzątać i udałam się do swojego pokoju, w którym zamykałam się coraz częściej. Te cztery ściany jednak mnie uspokajały.

Wokół mnie rozbrzmiewała cicho muzyka, przy której zawsze robiłam się o dziwo jakaś spokojniejsza. Tępo wpatrywałam się w jeden punkt. Jeden punkt, którym było zdjęcie. Wisiało dosłownie naprzeciwko miejsca, w którym siedziałam. Otoczone innymi, niby niczym się nie wyróżniało, ale to właśnie ono było dla mnie najważniejsze. Spośród tysiąca innych przedstawiało ono mnie z rodzicem, którego pożegnałam. Urocza sześciolatka i jej uśmiechnięty ojciec. Piękne, szkoda, że nadal to wszystko nie trwa.
- Dlaczego odszedłeś? - kolejne pytanie wypowiedziane w przestrzeń i na które z pewnością nie otrzymam odpowiedzi. - Dlaczego odszedłeś i mnie tak zostawiłeś?! Słyszysz?
Płacz to jedyne na co było mnie stać. Chodź przed tym chłopakiem, który znajduje się w moim domu grałam kogoś innego, teraz nie potrafiłam robić niczego innego niż wylewanie łez w poduszki. Przytuliłam do siebie jedną z dużych poduszek, która i tak już była mokra od płaczu i położyłam się na łóżku. Skulona w kłębek leżałam ciągle rzewnie płacząc. Mur, który stworzyłam pomiędzy sobą a innymi ludźmi właśnie stawał się coraz wyższy i szerszy. Nie miałam zamiaru przepuszczać przez niego nikogo, do mojego prawdziwego świata, w którym okazuje się, że jestem słaba i niepożyteczna.
- Tato, błagam cię. - dławiąc się łzami otarłam je z policzków i szyi. - Wróć. Choć na chwilę. 

Nawet nie wiem w jakim momencie zasnęłam, ale teraz ze snu wyrwało mnie pukanie do drzwi pokoju. Nie miałam ochoty na rozmowę z nikim, ale nie chcąc być przesadnie niemiła, wyrzuciłam z siebie ciche proszę i ktoś uchylił drzwi. Głowa wcisnęła się pomiędzy futrynę a drzwi, a następnie cała sylwetka chłopaka.
- Mogę? - spytał otwierając szerzej drzwi.
- Jeśli już naprawdę musisz. - byłam zrezygnowana, ale coś mi się wydawało, że ten chłopak chyba nie odpuści.
Nie odpowiedział nic tylko przeszedł przez całą długość pokoju i usiadł w nogach mojego łóżka. Patrzyłam się na niego, no bo cóż innego mogłam teraz robić. Zanalizowałam jego twarz. Gdyby nie fakt, że mnie irytuje mogłabym powiedzieć, że jest przystojny. Ciemnie włosy; głębokie brązowe tęczówki; ciemna karnacja, która tak bardzo kontrastowała z moją bladą cerą.
- Wiesz - w końcu zaczął mówić, przyglądając mi się ukradkiem - jeśli się wygadasz, będzie ci lepiej.
- A skąd wiesz, że nie jest mi dobrze tak jak jest? 
Dlaczego ten chłopak miał czelność wtrącać się w moje sprawy?!
- Masz czerwone i lekko podpuchnięte oczy, poduszka jest nadal mokra od twoich łez, a ty sama zamykasz się w swoim świecie nie wpuszczając nikogo.
- Nawet jeśli to ten świat jest mój i to ja decyduję, kogo do niego wpuszczę, a jak na razie to nie licz na bilet VIP. - trochę się zdenerwowałam, ale niestety to leżało w mojej naturze.
- Rozumiem - westchnął i wstał z łóżka - jak będziesz chciała pogadać, to nadal u ciebie mieszkam.
Wyszedł. Zamknął za sobą drzwi, a ja znów zostałam sama w swoim pokoju. Dlaczego ten chłopak jest taki upierdliwy? Przecież nie znamy się i dałby sobie spokój z tymi swoimi gadkami. Ale co ja będę... uhg! Czas na szybki prysznic by odrobinę ochłonąć i ponownie zaszyć się w łóżku, by uciszyć wszystko, a w szczególności siebie i swoje myśli. 

3 komentarze:

  1. O matko ,uwielbiam tą dziewczynę .Podoba mi się w twoim opowiadaniu to ,że zrobiłaś z niej taką niedostępną osobę ,chociaż mam nadzieje ,że w którymś momencie złamie się i zamiast wypłakując się w poduszki zrobi to w ramionach chłopaka .
    Życzę weny ,pisz szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję jej ;( Nie moze się pogodzić z utratą ojca . ;c. Mam nadzieję, ze u niej ułoży się C;

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny, fajny, fajny, fajny!!!!1 :) czekam na nastepny z niecierpliwoscia. przyjemnie sie czyta twoje opowiadanie. piszesz super, nie powtarzasz sie i ogolnie jest poprawnie... :) zapraszam do siebie http://ifindyourlips.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń