sobota, 27 października 2012

{1} Rozdział pierwszy

Jak zwykle musiało obudzić mnie coś innego niż wszystkich i coś mniej normalnego jak budzik, czy nawet telefon. Dzisiejszym powodem mojego przebudzenia był ptak. Małe latające zwierzątko, które akurat wybrało sobie moją szybę, by w nią tak zwyczajnie uderzyć. No cóż każdy ma inne rodzaje pobudek, ja miałam dziś taką i nic z tym nie zrobię.
Zwlekłam się z łóżka w tempie jeszcze bardziej ślamazarnym niż zwykle. Nakładając na bose stopy kapcie, które jak zawsze zajmowały miejsce przy moim łóżku, udałam się do łazienki, na tym samym piętrze co mój pokój. Weszłam do jasnego pomieszczenia, wykładanego kafelkami i się przeraziłam. Co całonocny płacz może zrobić z twarzą człowieka? Oczy nadal miałam nie tyle co czerwone, ale i podpuchnięte; na policzkach zaschnięte stróżki łez, a do nich przyklejone pojedyncze kosmyki włosów. Przemyłam twarz w lusterku, a następnie wzięłam szybki prysznic, który postawił mnie na nogi, choć nie do końca; do normalnego funkcjonowania potrzebna mi jeszcze duża, nawet bardzo, szklanka kofeiny. Więc nie zwlekając z tym wszystkim za bardzo, ubrałam się w pokoju, w coś najnormalniejszego czyli jak na dziewczynę przystało: czarne rurki, ciemny sweterek a dodatkiem było tylko i wyłącznie serduszko zwisające na długim łańcuszku, w którym znajdowało się zdjęcie taty, świętej pamięci ojca. Czułam, że jeśli nadal będę stała w pokoju i w zamyśleniu dotykała tego wisiorka, to prędzej czy później wybuchnę płaczem po raz kolejny, a tego w dzień chciałam uniknąć. Chciałam uświadomić innym i może też odrobinę sobie, że potrafię być silna.
Wyszłam z pokoju i pokonałam kilka drewnianych schodków, które dzieliły mnie z kuchnią.Weszłam do ulubionego pomieszczenia w moim domu i zaciągnęłam się zapachem malin. Zawsze pachniało nimi w kuchni. Mama je uwielbiała, a tata ... a tata pijał taką herbatę. Siadał przy kuchennym stole z nową gazetą w ręku, kukiem herbaty przed nim i zagłębiał się w nową lekturę. Pokręciłam głową, jakby to miało mi pomóc w wyrzuceniu obrazów z głowy, dzięki którym czułam się coraz bardziej źle i samotnie. Niestety to tak nie działa, a żadnej różdżki jak Harry Potter nie posiadam. Zabrałam się za parzenie kawy, której naprawdę teraz potrzebowałam, musiałam ogarnąć swój umysł na tyle, by funkcjonował normalnie, jeśli mam przeżyć cały dzisiejszy dzień, bez żadnych niespodzianek. Długo nie musiałam czekać, aż aromat parzonej kawy rozniósł się po całej kuchni jak nie wszystkich pomieszczeniach na parterze. Zadowolona chociaż z tego powodu, upajałam się gorącym napojem trzymanym w dłoniach, które powoli parzyłam poprzez gorący kubek. Odłożyłam go na blat kuchenny, na którym stały już kanapki, przygotowane pewnie przez mamę, której jak zawsze nie było, a ja nawet nie wiedziałam gdzie się znajduje i o której ma zamiar pojawić się w domu. Odkąd pamiętam praca dla niej była stawiana ponad wszystko, ponad dobro rodziny jeśli było trzeba, dlatego nie raz już nasza trójka, a obecnie dwójka na tym ucierpiała. Czasem by coś osiągnąć trzeba z czegoś zrezygnować, tym razem ona rezygnowała z nas, ze mnie i taty, by brnąć w ten cholerny pracoholizm. Musiałam sobie radzić tak samo jak i w tej chwili. Nie przejmowałam się tym za bardzo, dopóki nie straciłam jednej rodzicielskiej miłości, której już nigdy nie odzyskam, chyba, że istnieje życie poza ziemskie i w jakiś niewyobrażalny dla mnie sposób połączę się z moim zmarłym ojcem. Chciałabym - nawet jeśli miało to wyglądać w taki sposób jaki sobie wyobrażałam - chciałabym, bo umierała cząstka mnie, która była przeznaczona tylko dla niego.
Odłożyłam naczynia do zlewu i nie fatygując się, żeby je pozmywać czy zrobić z nimi cokolwiek innego poszłam do swojego pokoju, czując, ze jeszcze trochę i będę znów płakać. Byłam słaba, byłam cholernie słaba, jeśli chodzi o tęsknotę za kimś, a szczególnie jak w grę wchodzi jeszcze uczucie. Mimo, że nie rzadko okazywałam swoje słabości innym to nie byłam silna psychicznie, szczególnie po utracie kolejnego członka rodziny. Siadając na łóżku w swoim pokoju marzyłam tylko o świętym spokoju i chwili samotności, której zaraz powinno mi zabraknąć, gdyż mama niebawem ma się pojawić w domu. Przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Emma! - dobiegł do mnie krzyk matki, która dzisiaj jakoś szczególnie szybko pojawiła się w domu. Nie miałam innego wyjścia, jak opuścić swój pokój i stawić się przed matką.
- Stało się coś? - spytałam jak zawsze, gdy to właśnie ona mnie wołała. Innej przyczyny nie widziałam, jak to ona wypowiadała moje imię.
- Twój pies upomina się o spacer, więc nie marnuj czasu i idź z nim gdzieś. - i to by było na tyle ze strony mojej matki. Uroczo wręcz, nieprawdaż? Oh, tak. Zmuszona do wyjścia na powietrze i do tego do przespacerowania się po parku, musiałam ubrać obuwie i wyjść. W małym, dość ciasnym korytarzyku ubrałam czarno-szare air-maxy i wyszłam z domu, wołając psa. Smycz wisiała już na balustradzie zadaszenia nad drzwiami. Westchnęłam i czekałam, aż pies stawi się tuż obok mojej nogi. Długo nie musiałam czekać na tego urwisa, bo już czarna kulka leciała do mnie, wesoło merdając ogonkiem. Przynajmniej on się z czegoś cieszy. Pogłaskałam go za uchem, tam gdzie lubił najbardziej i zapięłam smycz, na brązowej obroży, na jego szyi.
- Chodź Lucky, czeka nas męczący spacer. - powiedziałam do psa, który nie wiedząc o co mi chodzi zamerdał ogonem, uderzając nim przy okazji o moją nogę. Wyszłam wraz z nim z podwórka przez otwartą wcześniej bramkę i przeszłam na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się park. Niezbyt urodziwy i przyciągający wzrok, ale jednak jakiś był. Chociaż Lucky lubił tam biegać i straszyć od wiewiórki jeśli jakaś się tam pojawiła, co jednak zdarzało się rzadko. Przysiadłam na trzeciej ławce z brzegu i puściłam psa wolno. Nie bałam się o niego, zawsze do mnie wracał, zawsze tak samo szczęśliwy. Oparłam się o trzy deski ławki za mną i przymknęłam oczy. Znów miałam ochotę się rozpłakać. Czuję, że teraz tak będą wyglądać moje dni. Pełno monotonii i jedyną w tym wszystkim atrakcją będzie mój płacz, którego sama nie będę umiała powstrzymać.
Po dłużącym się półgodzinnym odpoczynku na ławce w parku i wyszaleniu się przez Lucky'ego, wróciłam z nim do domu. Zdziwiło mnie jednak to, że przy ogrodzeniu mojego domu stał do tej pory nieznany mi samochód. Czyżby jacyś goście, składający nam kondolencje z racji śmierci taty? Jeśli tak, to ja dziękuję, postoję nie mam zamiaru z takimi rozmawiać, no na pewno nie. Wpuściłam psa pierwszego do domu, bo przydałoby się go wykąpać, a sama weszłam zaraz po nim. Smycz od razu znalazła się na półce z kluczami i innymi pierdołami, które trzymała tam matka. Zdjęte air maxy postawiłam obok nowych trzech par butów. Jakiś wielkie męskie trepy faceta, który rozmiar nogi miał gdzieś około 46, więc sorry, ale kajaki. Jakieś wysokie buty, należące jak mniemam, do kobiety, a obok nich stały air maxy wybierane przez osobę z gustem i to z nie małym. Przeczesałam jeszcze włosy dłonią, by nie stały tak bardzo jak teraz, czyli na wszystkie strony świata po ogromnym tornado. Odetchnęłam głęboko i siląc się na blady uśmiech i do w dodatku nie szczery weszłam do salonu.
- Dzień dobry. - przywitałam się kulturalnie i zawołałam cicho psa, który siedział obok chłopaka, który najprawdopodobniej przyjechał tu z rodzicami. - Lucky chodź.
- Emma, dobrze, że już jesteś. - mama wstała z kanapy i podeszła do mnie. - To są państwo Malik. - wskazała na nich dłonią. - Dobrzy znajomi twojego ojca, a to Zayn.
Przyjrzałam się chłopakowi i jedyne co zrobiłam to skinęłam na niego głową, kiedy ten chciał nawiązać ze mną kontakt, chociażby, że wzrokowy. Na próżno kolego, nie mam zamiaru się zajmować ani tobą ani twoimi rodzicami, teraz kolej na mojego psa.
- Miło mi państwa poznać, a teraz przepraszam, ale pies upomina się o kąpiel.
I wyszłam. Wyszłam z salonu z ulgą. Nie miałam ochoty tam siedzieć i siląc się na miłe rozmowy z nimi, które raczej by nie nastąpiły z mojej strony. Nie miałam także ochoty, na rozmowę o tacie, które pewnie i tak by skończyła się płaczem.
Siedząc w łazience i mocując się z mokrym psem w wannie usłyszałam pukanie do drzwi. Ktoś rytmicznie uderzał w drzwi łazienkowe pokryte białą farbą.
- Zajęte, pies właśnie bierze kąpiel. Na dole obok schodów także znajduje się łazienka. - powiedziałam nawet nie odwracając się w stronę drzwi. Osoba za nimi przestała pukać, a ja poczułam ulgę, że ten ktoś zszedł na dół. Niestety niepotrzebnie. Drzwi otworzyły się, a w szparze pomiędzy nimi a futryną znalazła się głowa chłopaka, który siedział dziś u mnie w salonie.
- Zajęte. - powiedziałam patrząc uważnie na niego. 
- Tak, wiem. - wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. - Jestem Zayn.
- A ja Emma, coś jeszcze?
Chyba się odrobinę zmieszał, bo przez moment oboje milczeliśmy. 
- Chciałem cię poznać. - westchnął wzruszając ramionami, co mnie naprawdę irytowało. 
- No to przepraszam cię bardzo, ale ja nie zawieram nowych znajomości. - obrzuciłam go spojrzeniem, po którym jeszcze bardziej się zmieszał, a mi właśnie o to chodziło. - A teraz jakbyś mógł, to wyjdź. Chcę skończyć kąpać psa. 
Wyszedł. Wyszedł bez żadnego słowa, nawet bez sprzeciwu, co mnie zaskoczyło. Widać było jednak po nim, że chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Może to i dobrze, nie chciałam się zagłębiać w znajomość z nim. Nawet już nie wiem jak miał na imię. Zaun? Może. Zresztą to nie jest ważne. 
Wyciągnęłam mokrego psa z wanny i dokładnie go wytarłam, przez co wyglądał teraz jak malutkie chucherko, a szczególnie patrząc na jego malutki pyszczek przypominał pluszaka. 
Oparłam się plecami o wannę i głośno wypuściłam powietrze, a klatka piersiowa znacznie opadła. Miałam ochotę tutaj zostać i już nigdzie nie wychodzić. Chciałam zaszyć się w jednym pomieszczeniu, tak aby wszyscy dali mi święty spokój, a w szczególności chłopak, który szukał chyba nowych znajomych. Niestety na mnie nie mógł liczyć ani teraz ani później, tym bardziej nie.  

___________________
prosiłabym o jakąkolwiek opinię o tym rozdziale lub o ogólną o blogu.
przyjmują każdą, ale tylko szczera. 

Do następnego. ; ) 

6 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o moją szczerą opinie to nie mogę napisac nic innego niż to ,że rozdział strasznie mi się podoba i nie wątpię ani trochę w to ,że każdy następny będzie tak samo świetny i idealny jak ten .Nie mogę się doczekac nasępnego rozdziału ,jestem ciekawa jak dalej potoczy sie znajomosc dziewczyny i Zayna o ile można to nazwac jakąkolwiek znajomością .Dawaj szybko następny ,dziewczyno jesteś świetna !

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się okropnie podoba *.* Z pewnością będę czytać ;)
    Masz talent ! ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba. Rodział, jest jednym słowem genialny. Uwielbiam to w jaki sposób piszesz. Ugh, coś w tym jest. Nie wiem jak to okeślić. Jak to czytam to wydaje mi się , że to właśnie ja jestem tą właśnie dziewczyną . Czemu? To chyba już wiesz.. Kocham cię i twoje opowiadanie <3
    Xx

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny! genialny! niesamowity! super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne opowiadanie...<3 Mówię ci, przez ciebie musiałam zużyć całe opakowanie chusteczek...

    OdpowiedzUsuń